To był dom, w którym nie słuchało się radia. Za radio robiły codzienne
kłótnie. Jej ciągłe pytania, jego ciągłe pretensje. A po środku ona, ich
nieudane dziecko. Jedno z wielu, jedno z wielu nieudanych, bo wszystkie ich
dzieci były nieudane.
Gdy wychodziła już z domu do pracy, matka pytała i konstatowała zarazem: „Wychodzisz
w tym? O boże”. Wtedy ona wracała się do pokoju, grzebała w szafie i w efekcie
spóźniała się do pracy.
Gdy ojciec robił zakupy, i nikt nie dostrzegł, że wchodzi do domu
obładowany siatami, witał się tekstem: „Nikt nic z tych zakupów nie zje”. Oznajmiał
to oczywiście tonem przekraczającym 150 decybeli. Najwyraźniej nie wiedział, że
już 130 jest granicą dla człowieka drażliwą.
Matka powtarzała jej: „Nikogo nie poznasz, jak nie będziesz wychodzić z
domu”. Wtedy gdy ona dostawała zaproszenie na jakąś imprezę, matka jej
oznajmiała: „Nie będę cię odbierać w nocy, chcę się wyspać. Nie idziesz”.
Gdy wróciła z wakacji z promienną, opaloną skórą, ojciec powiedział: „Chyba
miałaś seks, bo ci się cera poprawiła”. Gdy ona skomentowała, że dziewczyna brata
zatarasowała wjazd, oświadczał: „Zazdrościsz bratu, że kogoś bzyka?” Gdy
zdarzyło jej się narzekać, słyszała, „że powinna się zaspokoić palcem”.
Matka ciągle powtarzała: „Co ty byś beze mnie zrobiła”, „Ja zrobię dla
ciebie wszystko”. Gdy dziewczyna chciała zmienić pracę, matka oznajmiała: „To
nie jest dla ciebie”, gdy chciała zrobić prawo jazdy, słyszała: „Nie masz
ciągot do samochodów. Odpuść sobie”.
Ojciec ciągle jej mówił, że mogła się uczyć matematyki, toby miała
zapewnioną lepszą pracę, lepszy byt, ten sam ojciec, który gdy go o to prosiła,
ani razu nie usiadł z nią nad geometrią czy rachunkiem prawdopodobieństwa.
Pewnego razu dziewczyna straciła równowagę, zachwiała się i wypadła z okna,
z 10. piętra. Mieszkali na trzecim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz