poniedziałek, 19 marca 2012

bardzo miła pani w pracy znajomego...


Mariusz Szczygieł powiedział, że polscy panowie, zdaniem Czechów, są...


W PERMANENTNEJ CIĄŻY SPOŻYWCZEJ.


cogito ergo sum...

jestem Polką. narzekam.

zadajesz dużo pytań?


niedziela, 4 marca 2012

zawsze zostaje nam bujna fantazja... ze specjalną dedykacją dla koleżanki - fanki Goslinga

piątek, 10 lutego 2012

siusiarka

miała wyjść kuśka, ale wyszła mi raczej świnka... w sumie... w temacie facetów, na jedno wychodzi ;) oczywiście żartuję. tak, muszę teraz za każdym razem precyzować, co poetka miała na myśli. niektórzy urodzili się bez rozumienia pojęcia ironia. przykłady z brzegu/rogu tj. z dzisiejszego dnia:
ja: mąż gej? super, przynajmniej nie ogląda się za laskami.
w: tak, super, głupia jesteś.
ja: napisałam A (25 uro). życzenia urodzinowe: "100 lat, a więc trzy ćwierci do śmierci".
w: boże... ale pierdzielisz.
nie lubię spotykać takich ludzi, bo biorą mnie za kiczowatą i idiotkę. właściwie to mają nawet racje. żartowałam!

czwartek, 9 lutego 2012

tak spędziłam święta

przyjeżdżam do domu na święta.
- kupiłam ci sukienkę. rozmiar za dużą, bo była połowę przeceniona. ale nie szkodzi, przyda ci się, gdy będziesz w ciąży - informuje mnie mama. a ja mam nadzieję, że dostanę jeszcze jakiś prezent.
następnie wigilia u babci. główne danie: pies zmielony z budą.
po świętach wyjeżdżam do rodziny Adamsów. w samolocie poznaję faceta. gdy dostrzega, że będę siedzieć obok niego, uśmiecha się. szczerze. za pierwszym razem, gdy na niego patrzę, myślę: całkiem przystojny. za drugim razem: miałabym z nich ochotę na małe co nieco. za trzecim: mógłby być ojcem moich dzieci. lądujemy, żegnamy się, buzi, buzi, lecę na pociąg.
dojeżdżam do domu rodziny Adamsów. na powitanie (jest godzina dwunasta w nocy) przez pół godziny męczą mnie pokazywaniem swoich zdjęć (z przedstawień, ze znanymi osobami, syna, czternastolatka z czasów, gdy był małym bobo). trzy dni później będą puszczać swoim gościom przez dwie godziny swoją płytę (są śpiewakami operowymi). ego w wersji stereo, żeby pojechać Gretkowską.
następnie wchodzę do pokoju czternastolatka. na moje oczy napadają lalki barbie. jest ich mnóstwo. ja nigdy tyle lalek nie miałam, choć to ja, nie on, jestem (byłam) dziewczynką. wszystkie lalki porozbierane do naga. gdzieniegdzie kucyki pony i tańczące baletnice, nakręcane jak bączki.
- połowę zabawek już wyrzuciliśmy - oznajmia dumnie mama chłopca.
w wyobraźni widzę napis na garażowej wyprzedaży: "lalki niepopsute. może gwałcone".
- koleżanka zaproponowała mi 50 franków za seks - wyznaje czternastolatek.
- o matko bosko - odzywa się we mnie mieszczanka - a ile ona ma lat?
- trzynaście. ale miała już seks. drogo chce. dziwki biorą mniej.
- ile?
- 25 franków.
potem pokazują mi łazienkę. sedes, toaletka, prysznic i  wanna z hydromasażem (kiedyś miałam taką w hotelu, wielka lipa). wszystko moje.
- tylko nie chlap, bo na podłodze leży granit - oznajmia tata synka.
świetnie. nie wiedziałam, że granit to synonim porowatego, rozpuszczalnego piaskowca.
i jeszcze potem zaprowadzają mnie do kuchni. jemy kaczkę. mrożoną. kaczka z gotowym nadzieniem wewnątrz. tu nikt nie gotuje. kaczka rewelacyjna. kroję ją.
- uważaj, żebyś tą tłustą kaczką nie pochlapała granitowej podłogi.
obsesja granitowa zaczyna mnie już irytować.
zasiadamy do stołu w jadalni. krzesła są ciężkie, metalowe. próbuję jedno przysunąć bliżej stołu, bo jadam jak dama, nie pochylam się z pięciu metrów nad talerzem.
- uważaj, jak podnosisz krzesło, możesz nim porysować...
tak, wiem, GRANITOWĄ PODŁOGĘ. czy ten człowiek nie wie, że z granitu robi się groby? że granit wytrzyma wszystko, przecież to j***** skała.
nie wytrzymuję. wracam do domu rodziców.
a tam X opowiada, że poznała chłopaka, który jest synem drugiego producenta jaj w Polsce. "jego jaja są wszędzie" - słyszę. bawi mnie to strasznie. ja z kolei opowiadam Y, kogo poznałam w samolocie.
- pamiętaj, nie ma brzydkich prawników ani brzydkich lekarzy - oznajmia.
wracam wreszcie do siebie. spotykam Z. (nowy rok, nowy zbok). Z proponuje mi narty. ale ja mam swoje zasady. z żonatymi na nartach nie jeżdżę. jedynym żonatym, z którym jeżdżę, jest mój ojciec.

czwartek, 3 listopada 2011

idealny związek

wtorek, 18 października 2011

Łódź

to będzie szkic tekstu, który zamierzam wysłać do pewnej gazety traktującej o miastach.
moje obserwacji z pierwszego tygodnia w Łodzi (później już takich nie czyniłam, bo szybko przywykłam do tego, że Łódź ma chyba wpisane w definicję, że jest inna niż pozostałe polskie miasta).
mianowicie, są tutaj tory, a nawet po nich jeżdżą tramwaje, ale nie ma przystanków. dopiero po kilku dniach uzmysłowiłam sobie, że przecież w Łodzi tramwaje jeżdżą ulicą razem z samochodami, zatem przystanek jest umowny, czyli jest tam, gdzie znajduje się skrzyżowanie. i rzeczywiście. tramwaj się zatrzymuje i wszyscy biegną na środek ulicy. tam, gdzie tramwaj jedzie środkiem jezdni, a więc nie razem z autami, również nie ma przystanku, ale jest chodnik. chodnik tak wąski, że gdy nadjeżdża tramwaj, zmiata człowieka na kraniec chodnika (szyny znajdują się bezpośrednio przy chodniku). cały czas moja bujna fantazja podpowiada mi, że gdy odskoczę za daleko od nadjeżdżającego tramwaju, to wpadnę na samochód. a jak nie daj Boże jeden samochód najedzie na drugi, to ten samochód najedzie na mnie i wpadnę pod tramwaj. tak się skończy moja studencka kariera w Łodzi (że mi się zachciało na stare lata iść na dzienne).
druga obserwacja - nie chcę obrażać tego miasta (które i tak jest już wystarczająco brzydkie, więc mu oszczędzę komentarza estetki) ani jego jego mieszkańców, ale... czuję się tutaj wyjątkowo kulturalnym człowiekiem. dlaczego? babcie z balkonikami do tramwaju wciągam ja. dziadków z laską wysadzam z tramwaju ja. ludzie tutaj nie przepuszczą cię w drzwiach, mimo że to TY wychodzisz, a więc masz pierwszeństwo. tocząc ciężką torbę, też nie licz, że ktoś ci pomoże.
to może teraz coś pozytywnego. studiuję w najpiękniejszym budynku, jaki istnieje w tymi mieście - pałacyku Biedermanna (http://img171.imageshack.us/img171/5718/p3140166ga5.jpg)
oczywiście kamienice w Łodzi są zjawiskowe, ale niestety nieremontowane. bardzo nad tym ubolewam. w Warszawie takie secesyjne cacka w środku miasta to świetna inwestycja, prestiż, a tu... są to czynszowe kamienice, wiejące wilgocią i trupem, z wymiocinami w bramach. przerażające.
łodzianie zgadzają się ze mną, że Łódź jest paskudna, że to miasto zombi - odpłynęło stąd ćwierć miliona ludzi (!), ale fascynująca jest jej historia... moja szkoła znajduje się na terenie getta. aha. i chodzę na zajęcia z Holocaustu. licencjat też przypadkiem pisałam o Żydach. no cóż, Żydzi za mną chodzą, do dziś mam w pamięci, że znajoma kuzyna - jasnowidzka - powiedziała mu, że mój mąż będzie obrzezany...

wtorek, 3 maja 2011

dziel przez cztery

przez 24 lata życia nauczyłam się, że wszystko, co mówią ludzie, trzeba dzielić przez cztery, a w niektórych przypadkach nawet przez dziesięć. przykład? pełen egzaltowany oszołom jak stąd do wieczności, który denerwuje bardziej niż roberto benigni w "życie jest piękne" (choć ojcem był fajnym, to fakt).

kolejna osoba, która oddaje hołd przesadzie, to ciocia D, która jest do znudzenia monotematyczna. jeśli dzwoni (a dzwoni, gdy ma trochę wolnego czasu, czyli praktycznie codziennie), opowiada tylko o swoich dzieciach, że Albert ma zatwardzenie, a Filip biegunkę i w ogóle och ach ech.

natomiast spotkania naszych sąsiadów (również podekscytowanych swoją dzieciarnią) z moją mamą muszą wyglądać mniej więcej tak:
pani Bor: bo moja Asia to ma dwa superkierunki, pracuje na dodatek i ma wspaniałego narzeczonego.
pan Biel: bo moja Kasia to robi najlepsze zdjęcia, wszyscy ją chwalą na uczelni, robiła już zdjęcia dla Vogue, Sroga i Pieroga.
moja mama: a Wa. od trzech lat nie może sprzątnąć pokoju, Ws. leczy się z uzależnień, a Dżelka hula pomiędzy bezrobociem a marnie płatnymi stażami.

o tym, że w dzisiejszym świecie wartość człowieka wyznacza ilość pieniędzy, którą on/ona zarabia, pisać nie muszę. ludzie! co się stało z wartościami, z życiem wewnętrznym? ze skromnością, powściągliwością? cieszę się szczęściem Waszym i Waszych dzieci, ale zajrzyjcie do słownika i znajdźcie słowo UMIAR.