czwartek, 3 listopada 2011

idealny związek

wtorek, 18 października 2011

Łódź

to będzie szkic tekstu, który zamierzam wysłać do pewnej gazety traktującej o miastach.
moje obserwacji z pierwszego tygodnia w Łodzi (później już takich nie czyniłam, bo szybko przywykłam do tego, że Łódź ma chyba wpisane w definicję, że jest inna niż pozostałe polskie miasta).
mianowicie, są tutaj tory, a nawet po nich jeżdżą tramwaje, ale nie ma przystanków. dopiero po kilku dniach uzmysłowiłam sobie, że przecież w Łodzi tramwaje jeżdżą ulicą razem z samochodami, zatem przystanek jest umowny, czyli jest tam, gdzie znajduje się skrzyżowanie. i rzeczywiście. tramwaj się zatrzymuje i wszyscy biegną na środek ulicy. tam, gdzie tramwaj jedzie środkiem jezdni, a więc nie razem z autami, również nie ma przystanku, ale jest chodnik. chodnik tak wąski, że gdy nadjeżdża tramwaj, zmiata człowieka na kraniec chodnika (szyny znajdują się bezpośrednio przy chodniku). cały czas moja bujna fantazja podpowiada mi, że gdy odskoczę za daleko od nadjeżdżającego tramwaju, to wpadnę na samochód. a jak nie daj Boże jeden samochód najedzie na drugi, to ten samochód najedzie na mnie i wpadnę pod tramwaj. tak się skończy moja studencka kariera w Łodzi (że mi się zachciało na stare lata iść na dzienne).
druga obserwacja - nie chcę obrażać tego miasta (które i tak jest już wystarczająco brzydkie, więc mu oszczędzę komentarza estetki) ani jego jego mieszkańców, ale... czuję się tutaj wyjątkowo kulturalnym człowiekiem. dlaczego? babcie z balkonikami do tramwaju wciągam ja. dziadków z laską wysadzam z tramwaju ja. ludzie tutaj nie przepuszczą cię w drzwiach, mimo że to TY wychodzisz, a więc masz pierwszeństwo. tocząc ciężką torbę, też nie licz, że ktoś ci pomoże.
to może teraz coś pozytywnego. studiuję w najpiękniejszym budynku, jaki istnieje w tymi mieście - pałacyku Biedermanna (http://img171.imageshack.us/img171/5718/p3140166ga5.jpg)
oczywiście kamienice w Łodzi są zjawiskowe, ale niestety nieremontowane. bardzo nad tym ubolewam. w Warszawie takie secesyjne cacka w środku miasta to świetna inwestycja, prestiż, a tu... są to czynszowe kamienice, wiejące wilgocią i trupem, z wymiocinami w bramach. przerażające.
łodzianie zgadzają się ze mną, że Łódź jest paskudna, że to miasto zombi - odpłynęło stąd ćwierć miliona ludzi (!), ale fascynująca jest jej historia... moja szkoła znajduje się na terenie getta. aha. i chodzę na zajęcia z Holocaustu. licencjat też przypadkiem pisałam o Żydach. no cóż, Żydzi za mną chodzą, do dziś mam w pamięci, że znajoma kuzyna - jasnowidzka - powiedziała mu, że mój mąż będzie obrzezany...

wtorek, 3 maja 2011

dziel przez cztery

przez 24 lata życia nauczyłam się, że wszystko, co mówią ludzie, trzeba dzielić przez cztery, a w niektórych przypadkach nawet przez dziesięć. przykład? pełen egzaltowany oszołom jak stąd do wieczności, który denerwuje bardziej niż roberto benigni w "życie jest piękne" (choć ojcem był fajnym, to fakt).

kolejna osoba, która oddaje hołd przesadzie, to ciocia D, która jest do znudzenia monotematyczna. jeśli dzwoni (a dzwoni, gdy ma trochę wolnego czasu, czyli praktycznie codziennie), opowiada tylko o swoich dzieciach, że Albert ma zatwardzenie, a Filip biegunkę i w ogóle och ach ech.

natomiast spotkania naszych sąsiadów (również podekscytowanych swoją dzieciarnią) z moją mamą muszą wyglądać mniej więcej tak:
pani Bor: bo moja Asia to ma dwa superkierunki, pracuje na dodatek i ma wspaniałego narzeczonego.
pan Biel: bo moja Kasia to robi najlepsze zdjęcia, wszyscy ją chwalą na uczelni, robiła już zdjęcia dla Vogue, Sroga i Pieroga.
moja mama: a Wa. od trzech lat nie może sprzątnąć pokoju, Ws. leczy się z uzależnień, a Dżelka hula pomiędzy bezrobociem a marnie płatnymi stażami.

o tym, że w dzisiejszym świecie wartość człowieka wyznacza ilość pieniędzy, którą on/ona zarabia, pisać nie muszę. ludzie! co się stało z wartościami, z życiem wewnętrznym? ze skromnością, powściągliwością? cieszę się szczęściem Waszym i Waszych dzieci, ale zajrzyjcie do słownika i znajdźcie słowo UMIAR.


środa, 2 lutego 2011

zastanawialiście się, dlaczego psy wąchają sobie zady?

oj, to takie obleśne - twierdziłam, sama ledwo wyrosnąwszy z pieluch - dobrze, że ludzie nie są jak zwierzęta.

a co dopiero myśleć o "tych" sprawach u ludzi? jakakolwiek wzmianka na temat słowa na k (ewentualnie na g, choć k brzmi tak pieszczotliwie. kto pieszczotliwie mówi o fekaliach? a jednak) przy stole lub nie kończyła się ogólną bulwersacją, wszak, panienko, to nie pora i miejsce! w higienicznym XXI wieku rozmowy na tematy skatologiczne są źle widziane. to tylko dzieciom co odważniejsi rodzice pokazują "kupę zwierząt". a kto by pomyślał, że w połowie XVIII wieku napisano takie dzieło jak "sztuka pierdzenia", które wpadło przypadkiem (naprawdę) w moje ręce? to dopiero musi być bulwersujące, wręcz niemożliwe - robiły to i może rozmawiały o tym te piękne damy, w tych pięknych sukniach, perukach...? nie, niemożliwe. przecież kiedyś było lepiej, nie to, co teraz - to całe tałatajstwo. 

wracając do psów i ich nawyków... słyszeliście o szympansach bonobo? one na przykład na powitanie ocierają się o siebie genitaliami. zatem czy naprawdę ludzie aż tak bardzo różnią się od zwierząt...? w końcu z szympansami mamy mikroskopijny procent odmiennych genów. pomyśl o tym, zanim, cytując panią Basię, zaczniesz "odpierdalać tarło" w dyskotece.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

EGO


odwiedziłam K i I w ich mieszkaniu. ładne, ale jak ich ego tam się mieści?