wtorek, 29 października 2013

abstrachuje mnie zainspirowało

abstrachuje to trzech chłopaków, którzy tworzą zgrabne filmiki i wpuszczają je w sieć, bo nie mają humanitarnego podejścia do ryb. tu jeden z ich filmów o kobietach w związkach: http://www.youtube.com/watch?v=Xk_SAx7XQIA jeżeli tylko takie kobiety zostały, to ja panom współczuję. baby są okropne, zawsze to powtarzam. wiem, bo sama babą jestem.


niedziela, 27 października 2013

rodzina to największa porażka, jaka nam się przytrafia. inspiracja "kompleksem portnoya"

To był dom, w którym nie słuchało się radia. Za radio robiły codzienne kłótnie. Jej ciągłe pytania, jego ciągłe pretensje. A po środku ona, ich nieudane dziecko. Jedno z wielu, jedno z wielu nieudanych, bo wszystkie ich dzieci były nieudane.

Gdy wychodziła już z domu do pracy, matka pytała i konstatowała zarazem: „Wychodzisz w tym? O boże”. Wtedy ona wracała się do pokoju, grzebała w szafie i w efekcie spóźniała się do pracy.

Gdy ojciec robił zakupy, i nikt nie dostrzegł, że wchodzi do domu obładowany siatami, witał się tekstem: „Nikt nic z tych zakupów nie zje”. Oznajmiał to oczywiście tonem przekraczającym 150 decybeli. Najwyraźniej nie wiedział, że już 130 jest granicą dla człowieka drażliwą.

Matka powtarzała jej: „Nikogo nie poznasz, jak nie będziesz wychodzić z domu”. Wtedy gdy ona dostawała zaproszenie na jakąś imprezę, matka jej oznajmiała: „Nie będę cię odbierać w nocy, chcę się wyspać. Nie idziesz”.

Gdy wróciła z wakacji z promienną, opaloną skórą, ojciec powiedział: „Chyba miałaś seks, bo ci się cera poprawiła”. Gdy ona skomentowała, że dziewczyna brata zatarasowała wjazd, oświadczał: „Zazdrościsz bratu, że kogoś bzyka?” Gdy zdarzyło jej się narzekać, słyszała, „że powinna się zaspokoić palcem”.

Matka ciągle powtarzała: „Co ty byś beze mnie zrobiła”, „Ja zrobię dla ciebie wszystko”. Gdy dziewczyna chciała zmienić pracę, matka oznajmiała: „To nie jest dla ciebie”, gdy chciała zrobić prawo jazdy, słyszała: „Nie masz ciągot do samochodów. Odpuść sobie”.

Ojciec ciągle jej mówił, że mogła się uczyć matematyki, toby miała zapewnioną lepszą pracę, lepszy byt, ten sam ojciec, który gdy go o to prosiła, ani razu nie usiadł z nią nad geometrią czy rachunkiem prawdopodobieństwa.


Pewnego razu dziewczyna straciła równowagę, zachwiała się i wypadła z okna, z 10. piętra. Mieszkali na trzecim.

czwartek, 24 października 2013

pracuję w chinatown #1

klimat pracy? szef wietnamczyk zatrudnia głównie polaków, ale jest też i jeden z jego rodaków, który potrafi przede wszystkim po polsku powiedzieć „konie”, co oznacza „koniec, towar wyczerpany”. nazywamy go kuzynem. kuzyn otwiera nasz sklep, czasami się spóźnia, co tłumaczy, wskazując na zegarek, hasłami: „hotel, koleżanka” i puentuje to uśmiechem. oczywiście żartuje, ale lubi dziewczyny, bo sam wypytał już wszystkie pracownice o numer telefonu. kuzyn dużo sam mówi, a raczej mamrocze, do siebie (coś w stylu: „ajamama manaiananaiam”), nikt go nie rozumie, ale jemu to nie sprawia problemu, jest zawsze uśmiechnięty. to on dostarcza towar do naszego boksu, gdzie go pakujemy i przygotowujemy do wysyłki. kuzyn zręcznie porusza się po piętrowych regałach, wspinając się po nich jak jego niedaleka kuzynka małpa.

o tym, że chińczycy mają słabość do disco polo napisała już niejedna gazeta. raz na jakiś czas poleci na cała halę standard discopolowy albo disco italiano, jak widać, szeroka rozpiętość gatunkowa. czasami to „raz na jakiś czas” zamienia się w cały dzień... 

współpracownica używa boskich słów: "maniana", "trol", "siusiara", "bej". tym ostatnim mianem określiła ostatnio swojego narzeczonego. często też słychać radośnie rzucane "kurwa". generalnie - właściwy człowiek we właściwym miejscu, jako antropolożka i pisarka in spe mam mnóstwo obserwacji do zanotowania. lubię to.