poniedziałek, 15 września 2014

francjo, ty niewierna córo

francja - jedno z pierwszych ochrzczonych państw w europie (prawie 500 lat przed polską!) jest dziś absolutnym (tak absolutnie jak absolutny był król słońce) wzorem państwa laickiego.

polska - narzekamy (w tym ja) i walczymy (nie ja) o to, by i ona również stała się świeckim państwem, gdzie dzieci nie straszy się urywaniem skrzydełek. francja, córa kościoła zmieniła się w - jak nieraz dało się usłyszeć - córę koryntu. to państwo 16 stuleci temu zapuściło swoje chrześcijańskie korzenie, które w toku dziejów były raz na jakiś czas podcinane. obecnie usychają, bo nie ma wody (święconej). dosłownie. w miejscowości, w której aktualnie mieszkam, żeby się pomodlić z innymi, trzeba poczekać na najbliższą mszę, bo tylko wtedy otwarty jest kościół... a msza jest tylko raz w miesiącu (sic!). tak, rzecz nie do pomyślenia w polsce.

we francji też tak kiedyś było...

V wiek - chrzest państwa, XVI wiek - konkordat boloński, który daje królom prawo mianowania biskupów, a więc niby większa niezależność od papieża, ale i większe powiązanie państwa z religią. średniowiecze jest dla chrześcijaństwa we francji cudowne, mimo najazdów arabów i wikingów religijne państwo ma się świetnie. powstają takie cuda architektury jak notre dame w paryżu, która zaraża wyobraźnię nie tylko victora hugo, ale i potem tysiące dzieci oglądających disneyowską wersję "dzwonnika z notre dame". średniowiecze daje też nam sorbonę i całe zastępy świętych, w tym joannę d'arc. potem, po wojnie stuletniej, nadchodzi reformacja (w tym pamiętna noc św. bartłomieja, gdy katolicy dokonują rzezi na hugenotach) oraz oświecenie stawiające na humanizm, na dodatek królowie upodobają sobie władzę absolutną (mazarin i richelieu - prawe ręce obu ludwików - byli katolickimi kardynałami). to wszystko sprawia, że powoli ludzie zaczynają wymiotować chrześcijańską religią. po rewolucji francja coraz mniej lubi się z katolicyzmem; deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 roku zapewnia m.in. tolerancję religijną oraz znosi przywileje kleru. w końcu w 1905 roku powstaje ustawa, która opowiada się za drastycznym zerwaniem z kościołem. państwo nie opłaca już księży, symbole religijne w miejscach publicznych są zakazane. panuje pełna wolność sumienia.

109 lat później podparyska bazylika św. dionizego (notabene patrona francji) znajduje się w niezbyt popularnej okolicy, okolicy, do której bez wątpienia możemy przyczepić łatkę "multikulti". podczas mszy bazylika nigdy nie jest wypełniona po brzegi. to już zupełnie inna francja.

nadal większość francuzów deklaruje przynależność do kościoła katolickiego, ale nie uczestniczą w katolicyzmie "aktywnie", tak jak zresztą wielu polaków, tzw. "wierzących, ale niepraktykujących". katolicyzm bowiem wiele zrobił, aby przestać być "sexy". na jego miejsce pojawia się nie tylko ateizm, jak wielu mogłoby przypuszczać, ale nowe wyznania, nowe sekty... wszak natura próżni nie znosi.

czwartek, 11 września 2014

dobre, bo polskie

przyjęło się, że polskimi produktami eksportowymi byli chopin (nie, nie chodzi mi o wódkę, we francji widziałam tylko wyborową), skłodowska-curie, jan paweł II i tak dalej.

polska jest największym eksporterem jabłek na świecie. po akcji 'jem jabłka na złość putinowi' zapewne więcej niż parę osób mogło się o tym dowiedzieć. ci, co nie wiedzieli wcześniej, leczą teraz swoją ignorancję nadmiarem cydru (promowanym zresztą nachalnie na wrzucanych zdjęciach na fb).

ale jabłka to nie wszystko, czym możemy się pochwalić. polski koncern KGHM jest niewątpliwie największym graczem, jeśli chodzi o wydobycie srebra i miedzi. (jesteśmy pierwsi na świecie w produkcji rafinowanego srebra, cokolwiek to znaczy). ponadto doganiamy francję w eksporcie drobiu. naszą gęsiną objadają się m.in. francuzi i niemcy. co zabawne (albo i nie, zależy od poczucia humoru), w polskich sklepach o gęsinę nie zawsze jest łatwo, moja mama nieraz to przeżywała, więc zadowalamy się zwykle kaczkami. (przeciętny polak je bowiem tylko 20 dag gęsiny rocznie, przy produkcji 25 000 ton! wstyd. naprawdę wolimy kurczaki na hormonach?). wszystko, co dobre w tym kraju - jak widać - idzie na eksport. (do francji wysyłamy również ślimaki, ale one akurat dobre nie są. mój wujek objada się nimi na kolację. fuu).

podobnie kilka lat temu głośno było, jak polska porcelana z wałbrzycha pojawiła się na stołach białego domu. o rany, ale chodziłam i krzyczałam wtedy podekscytowana: obama je na naszej porcelanie! (z pewnych powodów utożsamiam się z nim, mam tylko jeden punkt IQ mniej). i znowu: mamy świetną polską porcelanę, ale znalezienie jej w centrach handlowych jest niemożliwością. są tam obecne same zagraniczne wielkie marki. a urodziwe polskie modele idą jak zwykle na eksport. (btw. polska porcelana sprzedawana jest we francji m.in pod marką tasse&assiette).

nie wiem, dlaczego wśród samych polaków nasze polskie produkty nie są doceniane. są za drogie? nie przesadzajmy. podobno wittchen jakościowo nie różni się wiele od prady, a jest o niebo tańszy, wiadomo - prada to megamarka, ale... i tu sprawdza się przysłowie: 'cudze chwalicie, swego nie znacie...'. ja od dawna wyznaję zasadę, że wolę dać zarobić polakom, nawet jeśli szyją w azji. śmigam ubrana w solarze, zaglądam też do tatuuma i simple. nie gardzę ryłko, ostatnio nawet kupiłam szpilki w kazarze. gdy pracowałam w sklepie online z odzieżą nasze produkty z polskich, łódzkich szwalni były niewiele droższe od chińszczyzny i o niebo lepszej jakości, ale polacy i tak woleli kupować chiński czy bangladeszowy chłam.

wiem, wiem - polskie marki są droższe niż sieciówkowe megamodne i megagówniane zary i haemy - podobnie jak gęsina jest droższa od kurczaka z kfc - ale... ale... skoro polacy zmusili się do jedzenia jabłek, to może zaserwują sobie polską dobrą gęś na boże narodzenie, tak dla odmiany, tym razem nie na złość putinowi, ale na przekór... sobie?

sobota, 6 września 2014

jesteś antysemitą? nie idź do ołtarza do marszu mendelsona

wizyta w muzeum nissim de camondo w paryżu wyrwała mnie z dotychczasowych przekonań, a raczej (już nie)aktualnego stanu wiedzy. otóż, ludność żydowska była w polsce jak gdyby osobnym stanem, żydzi mieli własne prawa i przywileje. zakładałam, że w całej europie (czyli we francji też) było podobnie. jednak, gdy się dowiedziałam, że dom, który obecnie stanowi wspomniane muzeum, należał do hrabiego żyda, to mocno (tak mocno jak wczorajsza whiskey) się zdziwiłam.

... ale że we francji wszystko jest możliwe (np. żona króla słońce miała dziecko z czarnoskórym karłem, kazirodztwo nie jest ścigane prawnie, rodziny mitteranda - który prowadził podwójne życie - spotkały się dopiero na jego pogrzebie), to i nobilitacja żydów nie wydała mi się ostatecznie czymś niespotykanym. w końcu zapewne wystarczyło się wżenić w katolicką rodzinę albo zwyczajnie przechrzcić... nie potrzeba więc zbędnie gadać, że bogaci żydzi mogli sobie tytuły po prostu kupić. choć oczywiście mogli.

w polsce żydzi również mogli być szlachcicami. w pierwszej połowie XVI wieku szlachcicem został nawet żyd (michał ezofowicz), który wcale nie zmienił swojej religii!

ciekawy jest fakt, że żydzi tradycyjnie nie nosili nazwisk i dopiero w XVIII wieku cesarz Józef II nadał im nazwiska, przeważnie oczywiście niemieckie, stąd epstein, einstein to nazwiska z dużym prawdopodobieństwem żydowskie itd. w polsce zaś żydzi przyjmowali nazwiska albo po zaprzyjaźnionych katolickich rodach albo po imionach ojców, stąd nazwiska jakubowski, abramowicz to nazwiska typowo żydowskie. to tłumaczy, dlaczego roman abramowicz wydaje mi się przystojny, mimo że mam niechęć do rosyjskich twarzy (męskich, kobiety są piękne). typowo żydowskie nazwisko to także levine (ach ten adam levine). w polskiej odmianie: lewiński. żydzi przyjmowali również nazwiska po miesiącach i dniach, kiedy byli chrzczeni (np. majewski, kwieciński, niedzielski), ich nowe  nazwiska wyrażały również, że byli noeofitami, a więc: nawrocki (nawrócony), krzyżanowski itp. przyjmowali też nazwiska po miejscowościach, np. słynny izrael poznański, łódzki fabrykant, wielka postać z okresu przemysłowego rozkwitu łodzi.

wielu antysemitom radziłabym pogrzebać, zamiast w majtach, w swojej genealogii, aby upewnili się, czy przypadkiem nie mają żydowskich korzeni... (w końcu przed wojną 10% ludności w polsce to byli żydzi). mój kolega w ten sposób znalazł powód, dlaczego ma duży nos... antysemitom odradziłabym także robienia zakupów w superpharm założonej przez kanadyjskich żydów oraz, żeby zapomnieli o marszu do ołtarza w rytm muzyki mendelsona...

*
motyw polski we francji (ojciec właścicielki jest polakiem o mojżeszowych korzeniach):
tasse&assiette

czwartek, 4 września 2014

jestem wzrokowcem i to lubię

D to atrakcyjna kobieta, która mimo że jest szczupła, ma ładny odcień farbowanych włosów, piękne zielone oczy i średniej wielkości nos, nadal uznaje się za brzydką. 20 lat temu była gruba i miała nie nos, ale nochal. taki nochal, że szok, z samych jej opowieści zaczynasz wierzyć, że musiała straszyć swoim wyglądem małe dzieci i dorosłych. rodzice jej wmawiali, że jest brzydka, głupia itd. gdy D dorosła, opuściła nie tylko dom rodzinny, ale i ojczyznę. jak schudła, poddała się operacji plastycznej nosa. dziś śmiało można powiedzieć, że jak na 40-stkę jest niezłą laską. mimo to ma mnóstwo kompleksów na punkcie swojego wyglądu.

mówi się, że miłość jest ślepa. nie, wcale nie jest, bo naszych partnerów na początku wybieramy wzrokiem. dlaczego piłkarze, biznesmeni, politycy i inne wpływowe osoby mają u swojego boku piękne partnerki? nie tylko dlatego, że mogą, bo kobiety są łase na kasę (co niestety jest w b. dużej mierze prawdą). nie od dziś wiadomo, że piękne kobiety dodają też prestiżu. poza tym osoby ładniejsze niewątpliwie wydają się mądrzejsze, bo mają regularniejsze rysy w przeciwieństwie do pokrzywionych twarzy, które kojarzą się z upośledzeniem umysłowym. 

ale tutaj nie chodzi wcale o sam przyjemny dla oka wygląd, podbudowanie ego ładną partnerką i wrażenie mądrości, ale o coś jeszcze. mianowicie osoby ładne, które zawsze były ładne, od małego, mają bez dwóch zdań, lepszą psychikę. dlaczego? ktoś, kto był od małego wyśmiewany przez kolegów z klasy za ogromne okulary, ktoś, kogo nigdy nikt na dyskotece szkolnej nie zapraszał do tańca, nawet jeśli w życiu dorosłym okaże się cudownym przykładem przeobrażenia się brzydkiego kaczątka w łabędzia, nadal będzie miał psychikę szpetnego, pogardzanego trola. a weź tu wytrzymaj z osobą, która ma milion kompleksów, jest wstydliwa i nieśmiała, nie wierzy we własne siły...

są na tym świecie osoby, które wcale nie są klasycznie piękne, ale emanują takim wdziękiem, że trudno przejść obok nich obojętnie. to muszą być osoby, które były kochane przez rodziców, mówiono im, że są mądre i piękne, poświęcano im dużo uwagi, słuchano, po prostu - kochano. takie osoby też są piękne :)