środa, 1 października 2014

historia z rolką papieru toaletowego w tle

Pamiętam, jak Wengerowie mieszkali w domu na obrzeżach Paryża. Zgoda, na wsi, w domu z widokiem na pole, po którym jeździły traktory, a na nich jeździli mężczyźni, a na mężczyznach kobiety. Tak, rolnicy także lubią sobie pofiglować. Raz w przyczepie przyłapano dwóch panów w gumiakach. Zadowalali się pod plandeką. Gdybyście tylko widzieli, jak w pośpiechu zapinali szelki swoich ogrodniczek. Niestety z okna  domu Wengerów nie można było tego dostrzec, co czyniło mieszkanie na wsi jeszcze nudniejszym.

Pozostawało więc pielenie ogródka, koszenie trawy i przycinanie żywopłotu. Zawsze jakąś atrakcją wydawało się nazbieranie jabłek z przydomowej jabłonki i nakarmienie nimi okolicznych koni. W pobliżu była stadnina, ale oni nie jeździli konno. Jeździli za to na rowerze, ale też nieprzesadnie za często – może dwa, trzy razy do roku. I to na stacjonarnym. Prawda jest taka, że woleli długie spacery i kolacje przed ekranem komputera. Dużo pracowali, ona jako grafik, on jako informatyk.

Mieli na posesji basen, ale z niego nie korzystali. Gdy pewnego dnia ona postanowiła go wyczyścić, stanowczo jej odradzał. Był święcie przekonany, że pływają w nim zdechłe koty. W końcu nikt z basenu nie korzystał od czterech lat, od momentu kiedy się tutaj wprowadzili. Argument z kotami wyśmiała, basen wyczyściła i nawet nalała do niego wody. Ale zanim się nagrzała, minęło lato.

Kiedyś zabrakło im papieru toaletowego. To była niedziela, a więc sklepy zamknięte. Wytrzymali bez papieru nawet w poniedziałek, bo mieli za dużo pracy, by skorzystać z toalety. Potem – gdy tylko mieli potrzebę – posiłkowali się papierem ręcznikowym, a w środę serwetkami. Środowa wyprawa do sklepu po rolkę papieru toaletowego raz na zawsze miała odmienić jej życie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz