piątek, 10 października 2014

"Nie mogę wyjechać na dłużej z domu, bo mam kałuże w piwnicy"

"Nie mogę wyjechać na dłużej z domu, bo mam kałuże w piwnicy" - informuje mnie Dorota, która mieszka w domu, który - choć na wzniesieniu - podchodzi wodą, gdy pada deszcz. W piwnicy Dorota trzyma porcelanę, którą handluje. Dzisiaj znowu piwnicę podlało. Jej mąż otworzył drzwi garażowe, bo "woda wyparuje". Dorota musi warować w domu, nawet latem, gdy robi sobie urlop, bo gdyby jej zalało porcelanę, to współmałżonek nie poleci tam z mopem. W ramach troski otworzy za to drzwi garażowe.
Dzisiaj też otworzył maskę samochodu, bo w nim grzebał. Od rana, a jest już po 15.00, maska jest nadal otwarta. Podobnie z komputerami, porozkręcał je i nie zamknął, bo przecież "jeszcze będzie tam kiedyś grzebał". Samochód Doroty to prawdziwa katastrofa. Od 3,5 roku nie ma przeglądu, bo mąż twierdzi, że ich nie stać. Olała więc sprawę, auto jest zarejestrowane przecież na niego. Niestety ostatnio samochód sam stoczył się z górki, mimo że ręczny był zaciągnięty. Jest też jakaś dziura, którą płyn do chłodzenia silnika przecieka. Mąż twierdzi, że nie stać ich na naprawę, więc teraz ona musi jeździć jego autem, a więc wstaje o godzinę wcześniej rano, żeby go odwieźć na kolejkę. Mąż w Google sprawdzał, co może być nie tak z samochodem, to jego sposób. Coś poczytał, coś pooglądał w aucie i zostawił otwartą maskę.
Wracając do tematu wody - kiedyś, gdy spadło ciśnienie wody, poszedł zrobić coś z termą, niestety przekręcił kran i zakręcił go nie w tę stronę, czyli odkręcił... Dowiedzieli się o tym o 4 nad ranem, gdy Dorotę obudził szum wody. O 6 rano normalnie by wstała, bo miała poranny lot. Niestety wstała 2 godziny wcześniej, by wysuszyć piwnicę. Mąż twierdził, że woda sama wypłynie, że niech sobie jeszcze pośpi... Od tej pory Dorota nie wyjeżdża na wakacje.
Małżeństwo ciągle nie ma pieniędzy, bo Dorota rozkręca firmę i to, co zarobi, pakuje w nią dalej. Jest więc zdana na łaskę męża. Samochód jest narzędziem jej pracy, tak jak i komputer. Gdy zepsuł się drugi, ten na którym mąż gra z dziećmi, a napieprzają codziennie, bo nic innego nie robią, dzieci weszły na komputer służbowy Doroty. Mąż uważa, że nie stać ich na naprawę. Teraz dzielą więc i auto, i komputer, bo ich nie stać. W domu cała masa rzeczy nie działa, włącznie z telefonem, na którym, żeby wstukać klawisze, można sobie połamać paznokcie od wysiłku, ale przecież nie kupią nowego, bo "ich nie stać".
Mąż pochodzi z bogatej rodziny. Ojciec zmarł. Matka ma trzy mieszkania i jeden 200-metrowy dom na południu. Rodzice rozwiedli się długo przed śmiercią ojca. Ale spadek po ojcu mąż oddał matce, bo jego zdaniem to jej pieniądze, bo w jego głowie jego rodzice nigdy się nie rozwiedli. Jego matka od dwóch lat nie przyjeżdża do nich, bo doprowadzała do szału Dorotę, od przekładania jej rzeczy w szafkach (sic!) po imputowanie, że kocha się w bracie męża, bo matka męża sama zdradziła swego męża z jego bratem. Po cichu, za Doroty plecami, mąż wysyła matce po kilka tysięcy euro raz na jakiś czas. Ciekawe, przecież nie mają pieniędzy... W konfliktach z matką zawsze matka staje na pierwszym miejscu. Gdy matka do nich przyjeżdżała na długie tygodnie i przywoziła ze sobą starego, śmierdzącego psa z cieczką, Dorocie to nie odpowiadało, ale mąż powiedział, że "jest niegrzeczna i chamska", że matka ma prawo przyjeżdżać z psem, bo przecież "to jego dom".
Mąż uważa, że jest najmądrzejszy na świecie. Nawet gdy wdał się w bójkę z wyrostkami i ugryzł jednego chłopaka aż do krwi, na sugestię Doroty, że mógł się czymś zarazić, odpowiedział, że tamten chłopak "na pewno był zdrowy". Na pytanie: "Skąd wiesz?", odpowiada: "Bo ci tak mówię, na pewno był zdrowy". I tak jest ze wszystkim. Gdy prosi go, by się umył - a potrafi nie wchodzić pod prysznic przez tydzień - zwyczajnie ją ignoruje. Szkoda, że nie zauważa, że z jego strony to niegrzeczne i chamskie śmierdzieć. Na szczęście kupili jakiś czas temu duży dom, więc Dorota ma gdzie uciec, gdy zapach się roznosi.
Dom jest w totalnym nieładzie, ale gry komputerowe i telewizyjne są w ciągłym użyciu przez męża i dzieci. Dorota sama miała przykre dzieciństwo, więc nie chce go dzieciom zabierać, więc nie zachęca ich do pomocy. Poza tym nawet gdy dzieci są proszone, by np. odkurzyć, zrobią to na takie totalne odpierdol się, że sama nieraz zwracałam im uwagę. Dorota więc musi robić wszystko sama.
Oczywiście w obecności znajomych, ale także i w domu, mąż zwraca się do Doroty per "księżniczko". Wszystkie koleżanki jej zazdroszczą. Szkoda jednak, że nie traktuje jej także jak księżniczki.
Dorota oczywiście może olać wszystko, rozwieść się, podzielić majątek, ale tkwi w tym gównie, bo jej szkoda dzieci, bo religia jej zabrania, bo jej się to nie opłaca. Mówię jej, że życie ma tylko jedno, ale ona pociesza się, że - zgodnie z jej wiarą - za jakieś 20 lat przyjdzie Jezus i zabierze ją do raju. Jest świadkową Jehowy.
Zawsze uważałam, że kobiety, które płaczem i fochami wymuszają coś na mężczyznach, są porąbane. Ale one zwyczajnie są zapewne bezsilne, bo trafiły na takiego dziada, który jest tak niedojrzałym egoistą, że nie widzi nic poza czubkiem własnego penisa. Jeśli jednak istnieją mężczyźni, którzy naprawdę potrafią iść na kompromisy i szanować swoje kobiety, to trzeba ich zalać formaliną i wstawić do muzeum. Inna sprawa, że kobieta musi być niezależna finansowo, bo mężczyźni to wykorzystują, tak jak mąż Doroty. Z drugiej strony przypuszczam, że wiele kobiet nie tkwiło by w takich związkach, gdyby same miały dobre posadki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz