niedziela, 12 stycznia 2014

Matka jest tylko jedna

Jej matka siedziała w salonie. Jak zwykle po południu przeglądała nekrologi. Miała obsesję młodości. Czytanie o śmierci w jakiś sposób ją pocieszało, ale nie przyznawała się do tego głośno. Mówiła raczej:
- Jestem już w takim wieku, że ludziom zdarza się niespodziewanie umrzeć.
- Racja. Masz już te pięć dych na karku. To połowa stulecia. Szmat czasu.
Matka skrzywiła usta, poprawiła okulary i wskazała palcem na jeden z nekrologów.
                - Kolejny Żyd. Ostatnio wielu z nich w naszym hrabstwie umiera – powiedziała – Chodź, znajdziemy ci porządnego mężczyznę. Tu takie piękne anglosaskie nazwisko: Dorchester. Pewnie jakiś lord.
                Córka pokręciła głową i zabrała się za smarowanie chleba jakąś dziwną pastą.
                - Wspierał moralnie ludność na Węgrzech. Dzielny człowiek – pokiwała głową z satysfakcją matka –  Młodzi ludzie to nie to, co kiedyś – zauważyła, lustrując córkę wzrokiem – W Europie pokończyły się już rewolucje, a teraz tacy jak ty to tylko owładnięci resztkami gorączki złota. Tylko pieniądze, a bunt przeciw złu, walka o dobro – to już się teraz nie liczy.
Córka nie odpowiedziała nic, w końcu nie usłyszała żadnego pytania. Ugryzła chleb posmarowany pastą pachnącą czosnkiem.
                - Co tak śmierdzi? – zapytała matka, po czym podniosła głowę znad gazety. Wyciągnęła swoją upierścieniowaną dłoń, by wyjąć córce z ust jej śniadanie – W ten sposób nigdy nikogo nie znajdziesz – dodała.
                Córka gdyby była swoją matką, już dawno miałaby dzieci. To było głównym problemem matki, na który skarżyła się wszystkim plotkarom z miasteczka; ubolewała, że jej pierworodna zamiast wyjść za mąż, pracuje w obskurnym hotelu.
                - Ten lord, ten Dorchester, ma jutro pogrzeb. Pójdziemy tam i może poznasz kogoś z jego rodziny, jakiegoś spadkobiercę czy coś.
                - Mamo! – powiedziała córka, bardziej stanowczo niż zwykle. Chwyciła leżącą na stole pajdę chleba z pastą czosnkową i ugryzła ją. Po chwili sięgnęła po nóż, zanurzyła go w słoiku i posmarowała kanapkę jeszcze grubszą warstwą niż poprzednia – Oto mój bunt – oznajmiła na do widzenia.
- Co? – zapytała rozkojarzonym głosem matka, ale córka już nie usłyszała, bo zniknęła w korytarzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz